Nowości



Protest właścicieli składów węgla: "Albo kopalnie zaczną nam sprzedawać węgiel, albo je zablokujemy"


Według ustaleń Onetu w miniony weekend na Śląsku odbyło się spotkanie, na które zjechało kilkudziesięciu właścicieli składów opałowych z południowej Polski. Przedsiębiorcy rozmawiali o możliwościach zorganizowania strajku branży, która stanęła na skraju bankructwa.

— Po tym, jak kopalnie odcięły nas od węgla, nie mamy możliwości zarabiania — mówi Tomasz Gil, handlarz węgla z Podhala. — Zainwestowaliśmy pieniądze w place, maszyny, samochody. Płacimy podatki i ZUS, a teraz z dnia na dzień pójdziemy na bezrobocie — dodaje.

— Od kilkunastu lat prowadzę skład opałowy na Podhalu — mówi Tomasz Gil. — Dziś, przez działania naszego rządu jestem bliski podjęcia decyzji o tym, by biznes zamknąć. Mam same koszty i bardzo ograniczone pole zarobku. Cały czas płacę wszystkie podatki, składki ZUS czy ubezpieczenia na samochody, a żyć z tego biznesu już się nie da.

Jak tłumaczy mężczyzna, wszystkie państwowe spółki węglowe w Polsce już kilka miesięcy temu odcięły prywatne składy od węgla. Surowiec nie jest im sprzedawany. Zarówno Polska Grupa Górnicza, jak i kopalnie należące do Tauron Wydobycie czy Jastrzębska Spółka Węglowa, "czarne złoto" sprzedają teraz bezpośrednio klientom indywidualnym (przez swoje strony internetowe) lub wąskiej grupie kilkudziesięciu większych składów, które są koncesjonowanymi przedstawicielami rządowych spółek węglowych.

— Koniec końców ja nie mam dziś gdzie kupić węgla w normalnej cenie. Ten tani z kopalni jest dla mnie nie do zdobycia. Mogę coś kupić od kilku pośredników, którzy węgiel sprowadzili zza granicy, ale tam ceny są tak ogromne, że później nikt tego ode mnie nie kupi. Do tego ten węgiel jest słabej jakości — mówi przedsiębiorca z Podhala. — Tak naprawdę zarabiam jedynie na tym, że czasem pojadę na kopalnię i przywiozę węgiel prywatnym osobom, które wcześniej same go zamówiły (poprzez stronę internetową lub bezpośrednio na kopalni — przyp. red.). To działalność stricte przewozowa. Niestety takich kursów nie mam więcej jak 1-2 w miesiącu, bo kopalnie wprowadziły takie zasady, że więcej razy nie pozwalają wpisać danego kierowcy do kolejki — zauważa.

By, przeżyć wozi ziemię zamiast węgla

Kolejny z rozmówców Onetu to właściciel składu opałowego pod Gorlicami. On także stoi przed widmem bankructwa. Ostatnią tonę węgla sprzedał w czerwcu. Od tego czasu nie zarobił ani złotówki na bezpośredniej sprzedaży opału. Utrzymuje się "na powierzchni" tylko dlatego, że swoim samochodem wykonuje inne prace — na przykład przewozi ziemię na budowie.

— Rząd nie robi nic, by nam pomóc, albo też robi wszystko, by nas zniszczyć — mówi Paweł. — Sam już nie wiem, czy to wszystko naprawdę nie jest jakąś akcją wymierzoną w naszą branżę. Wszystko by ją przejąć. Przecież sprzedaż węgla przez internet nie działa, tak jak powinna. Owszem są ludzie, którzy kupili na stronie internetowej PGG tani węgiel. Ale jest ich kilka procent, w porównaniu z tymi Polakami, którzy logują się do tego sklepu od miesięcy i ciągle odchodzą z niczym. Dlaczego więc PGG czy Tauron nie mogą sprzedawać węgla nam i dopisać do tego klauzulę, że możemy narzucić na niego nie więcej jak 400 zł marży za tonę? Wówczas starczyłoby i na nasze koszty i na skromny zarobek. Ludzie natomiast mieliby łatwiejszy dostęp do węgla w cenie około 1 tys. 700 zł za tonę. Rozmawiam z wieloma klientami. Dla nich byłaby to akceptowalna cena. Nie każdy potrafi kupować przez internet i nie każdy ma na to czas.

Zdaniem mężczyzny na taki ruch ze strony państwowych spółek węglowych się jednak nie zanosi. Zamiast tego PGG i Tauron już od kilku miesięcy informują, że szukają składów chętnych na zostanie ich "autoryzowanymi punktami sprzedaży".

Jak mówią handlarze węglem, wejście w taką współpracę będzie bardzo podobne do wykupienia franczyzy. Za samo podpisanie umowy trzeba będzie jednak słono zapłacić. Na to pozwolą sobie tylko największe składy. Mniejszych handlarzy nie będzie na to stać i zbankrutują.

"Zablokujemy drogi prowadzące na kopalnie"

W tej sytuacji właściciele składów postanowili działać razem. W weekend na Śląsku odbyła się narada, w której brało udział kilkudziesięciu przedsiębiorców z branży. Podobnych spotkań w najbliższych dniach będzie więcej. Rozmawiano o tym, by rozpocząć ogólnopolski protest. W skrajnym scenariuszu zdesperowani przedsiębiorcy zapowiadają, że zablokują wszystkie dojazdy do polskich kopalni.

Wcześniej jednak zamierzają wysłać list do premiera Mateusza Morawieckiego. W poniedziałek trwało jego redagowanie przez wynajętych prawników. List do kancelarii Prezesa Rady Ministrów ma dotrzeć we wtorek lub środę rano. Branża będzie w nim prosić szefa rządu o spotkanie i wypracowanie jakiegoś sposobu, w którym mogliby oni kupować węgiel z państwowych kopalni.

— Na jakiś cud się nie nastawiam, ale może jednak premier w porę się opamięta — mówi Tomasz Gil. — Rząd jest przecież mistrzem w rozwiązywaniu problemów, które wcześniej sam stworzył — dodaje z ironią.

 

Źródło: Onet.pl


Aby pierwszym poznać wiadomości z Zachodniej Ukrainy, Polski i z całego świata, dołącz do kanału ZUNR w Telegram.


Udostępnić:

Sondaż

Wojsko Polskie zwyciężyło w Bitwie Warszawskiej dzięki...