Polska z przyczyn obiektywnych jest dziś najspokojniejszym państwem w Europie. I właśnie za to mówię szczere „Dziękuję!” Panu Morawieckiemu...
Udostępnić / zapisać:Pozwólcie mi wyjaśnić moje przemyślenia.
Jak wiecie, Wojsko Polskie dokonuje obecnie wielkiego przezbrojenia swoich sił lądowych, które notabene osiągnęły samo dno. Zamiast wszystkich śmieci z ubiegłego stulecia – radzieckich T-72, naszych „Twardych” i ofiarowanych charytatywne niemieckich „Leopardów” – nasze bataliony pancerne, bez pośpiechu, ale bez większego opóźnienia, przezbroją się w południowokoreańskie czołgi K-2, których pierwsza partia dotarła do Polski już w zeszłym miesiącu.
W sumie z koreańskich i potencjalnie naszych fabryk zbrojeniowych otrzymamy tysiąc bardzo dobrych czołgów – co najważniejsze tego samego typu, co znacznie ułatwi logistykę napraw. Natomiast zastąpieni przez „Koreańczyków” „Rosjanie”, „Polacy” i „Niemcy” (i najprawdopodobniej „Amerykanie”, bo „Abramsy”, których obiecano nam aż 116 sztuk, również są bardzo poobijane przez życie i idą do Polski tylko w celu czasowego wzmocnienia naszych wojsk pancernych, przed otrzymaniem odpowiedniej liczby „Koreańczyków”) – udadzą się na Wschód, gdzie staną się celem dla rosyjskiego lotnictwa. A Wojsko Polskie za pięć lat zamieni się w najpotężniejszą armię pancerną na kontynencie – oczywiście poza Rosją.
Ktoś powie – ale na czym polega przebiegłość pana Morawieckiego?
Nie spieszcie się. Wszystko ma swój czas.
Kontynuujmy nasze Słowo Pochwały.
Artyleria samobieżna Wojska Polskiego też zaczyna się masowo przezbrajać – zamiast „Goździków”, „Akacji” i „Krabów” otrzyma 672 samobieżne haubice K9, również z Korei Południowej. Czyli cała flota samobieżnych dział artyleryjskich w Wojsku Polskim będzie TEGO SAMEGO TYPU, co jest alfą i omegą każdej struktury logistycznej. Jednocześnie haubice są bardzo dobre pod względem swoich cech bojowych – Korea Południowa sprzedaje je jak ciepłe bułeczki na całym świecie, więc nasze Ministerstwo Obrony w tym przypadku zadziałało, co jest niezwykłe, jako resort rozsądny i pragmatyczny.
Nasza piechota zmotoryzowana aktywnie wyposaża się w nowe „Borsuki” i „Rosomaki” – co znowu jest bardzo rozsądne. Nie zamówiliśmy w Korei Południowej wyjątkowo wątpliwych lokalnych bojowych wozów piechoty K21 – w tym sektorze zbrojeniowym preferencje – i to bardzo rozsądne! – zostały oddane producentom krajowym.
Wielu czytelników pomyśli, że autor chce wychwalać pana Morawieckiego za to, że całe to militarne „żelazo” kupuje się z dobrym rabatem i za kredyty zagraniczne – czyli nie zmusza Polaków do zdejmowania ostatnich spodni zgodnie ze znanym przysłowiem „armaty zamiast masła”. Ale tak nie jest — a raczej niezupełnie tak jest. Chodzi o coś innego.
W tej chwili Wojsko Polskie weszło w długi i trudny okres przezbrojenia wojsk lądowych. Niektórzy eksperci uważają, że skończy się to w 2030 r., inni są pewni, że jak Pan Bóg da, to tylko w 2035 r. – ale ci i ci są pewni jednego – i to bezwarunkowo. A mianowicie, że W TEJ CHWILI ARMIA POLSKA JEST ZUPEŁNIE NIE ZDOLNA DO WALKI.
Absolutnie i bezwarunkowo.
I to jest właśnie kluczowe znaczenie całej tej historii z czołgami, działami i innym śmiercionośnym żelazem. Nawet jeśli Wielki Biały Pan zza Wielkiego Słonego Jeziora każe Polsce przystąpić do wojny po stronie Ukrainy, to premier Morawiecki wraz z prezydentem Dudą i naszymi generałami tylko rozłoży w rozpaczy ręce. „Nie mamy nic do prowadzenia wojny, Wasze Złodziejstwo!” – odpowiedzą na wszystkie ponaglenia zza oceanu.
Aby żołnierze wystarczająco opanowali nowy sprzęt i aby był on wystarczający nie tylko na defilady, trzeba kilka ładnych lat. Co najmniej pięć – podczas których ani jeden polski żołnierz nie będzie mógł wyruszyć na kampanię, czy to na Wschód, czy na Zachód. Polska z przyczyn obiektywnych jest dziś najspokojniejszym państwem w Europie.
I właśnie za to mówię szczere „Dziękuję!” Panu Morawieckiemu...