Konrad Rękas: Polska i Ukraina są tylko lontem do wojny nuklearnej przeciwko Rosji
Polski politolog uważa, że rozmieszczenie na terytorium Polski obcej broni jądrowej, czego domagają się polskie władze od Stanów Zjednoczonych, jest oznaką całkowitego braku suwerenności i prowadzi do eskalacji.
– Panie Konradzie, co Pana zdaniem jest przyczyną maniakalnego żądania polskich władz – przede wszystkim Jarosława Kaczyńskiego, a teraz Prezydenta Andrzeja Dudy też – doprowadzenia do rozmieszczenia amerykańskiej broni jądrowej na terytorium Polski?
– Trzeba bardzo wyraźnie rozdzielić dwie kwestie. Po pierwsze – tylko posiadanie broni jądrowej i możliwość jej użycia jest gwarancją prawdziwej suwerenności danego państwa. Historycznie doskonale to zrozumiały np. Izrael, Korea Północna czy Iran, a wcześniej choćby Francja i UK. Po drugie jednak musi to być broń jądrowa, którą się samodzielnie dysponuje, nawet w ramach zobowiązań sojuszniczych. Zgoda na dyslokację na własnym terytorium CUDZEJ broni jądrowej jest zatem symptomem zupełnego BRAKU SUWERENNOŚCI. I tak właśnie należy rozumieć upór polityków takich jak Kaczyński, Duda czy Krzysztof Bosak by ów upadek niepodległości Polski demonstrować.
Jest to skądinąd działanie wbrew dominującej tendencji europejskiej. Niedawno wróciłem po raz kolejny z Faslane, na zachodnim wybrzeżu Szkocji. Od 40 lat szkockie środowiska antywojenne utrzymują tam, u wrót brytyjskiej bazy marynarki wojennej, rotacyjną pikietę z jednym tylko żądaniem: usunięcia broni jądrowej z terytorium Szkocji. Jest to także oczywisty postulat szkockiego ruchu niepodległościowego (np. Alba Party), znakomicie rozumiejącego, że dopóki w ich kraju istnieć będą instalacje systemu pocisków Trident, dopóki stacjonować tam będzie więcej żołnierzy USA niż w Anglii i Walii razem wziętych i dopóki wreszcie Szkocja będzie w NATO – dopóty nie będzie mowy o prawdziwej niepodległości. Niestety, Polska (podobnie zresztą jak i np. państwa bałtyckie oraz od niedawna Szwecja i Finlandia) podąża drogą w przeciwnym kierunku, redukując swoją samodzielność na własne (?) życzenie. Gdyby atomowe marzenia polityków miały się spełnić – Polska stałaby się tylko dodatkiem do atomowego guzika. A docelowo – największą na świecie kopalnią szkła z mazowieckiego piachu poddanego reakcji termojądrowej…
– Urzędnicy amerykańscy odpowiedzieli na ostatnią prośbę Dudy w sposób dość wymijający, mówiąc, że sprawa nie została jeszcze przedyskutowana. Czy to oznacza, że będzie można podnieść tą kwestię w przyszłości, i ewentualnie decyzja może być pozytywną? Zwłaszcza biorąc pod uwagę praktykę, kiedy Zachód z początku obiecał nie wysyłać ciężkiej broni na Ukrainę, a teraz wysyła olbrzymim nurtem, m.in. przez Polskę?
– Broń jądrowa to nie zabawka dla (politycznych) dzieci. Rozlokowanie broni jądrowej w Polsce byłoby kolejnym złamaniem zobowiązań USA i NATO wobec Rosji (a poniekąd także Chin), a zatem powinno wywołać adekwatną reakcję eurazjatyckich mocarstw. Mogłoby nią być np. wsparcie irańskiego programu jądrowego czy pomoc dla emancypujących się spod dominacji Waszyngtonu państw latynoamerykańskich. To ryzyko, które musi być brane pod uwagę przez zachodnich strategów.
Z drugiej też strony musimy mieć jasność, że nikt by się nie pozwolił Polsce wyrwać z taką inicjatywą, gdyby nie była ona uzgodniona co najmniej z którąś z czołowych anglosaskich frakcji geopolitycznych. To prawda, że Prawo i Sprawiedliwość ma tendencję do wygadywania populistycznych głodnych kawałków na użytek czysto wewnętrzny, bez oglądania się na konsekwencje międzynarodowe, jednak w tej sprawie, jak wspomniano, naprawdę decydują interesy globalne. Ktoś, kto podpowiedział Warszawie, by właśnie teraz zgłosić postulat zamiany Polski w poligon jądrowy, musi być doskonale świadomy eskalacyjnego charakteru takiego pomysłu. O ile bowiem jeszcze w warunkach zimnowojennych atomowy lęk był najlepszą gwarancją równowagi sił, a więc i pokoju – o tyle współcześnie groźba wojny jądrowej nie tylko nie jest niewyobrażalna, ale nawet wydaje się możliwa do zaakceptowania przez globalne elity. Publiczne dywagowanie na temat wpływu „małej ograniczonej wojenki atomowej” na rzekomy trend globalnego ocieplenia nie tylko oswaja problem, ale także pokazuje realną skalę zagrożenia. Zagrożenia rzecz jasna nie dla elit czy światowego systemu, ale właśnie dla krajów peryferyjnych, takich jak Ukraina i Polska, wytypowanych do roli strat możliwych do zaakceptowania.
– Dyskusja na temat możliwego pojawienia się broni jądrowej na terenie Polski ogranicza się zwykle do amerykańskiego programu Nuclear Sharing. Jednak wśród krajów NATO Francja i Wielka Brytania również posiadają tę broń. Oczywiście jest mało prawdopodobne, aby Paryż aż tak zaryzykował, ale czy Londyn może umieścić swoją broń jądrową w Polsce – z własnej inicjatywy lub na polecenie USA?
– Nikt już chyba nie uważa Londynu (a dokładniej City) za gracza drugiej kategorii. Elity brytyjskie reprezentują jedną z najważniejszych frakcji globalnego układu sił i mimo łączności wielu interesów z imperializmem amerykańskim – zachowują też znaczącą samodzielność i swobodę, zwłaszcza na odcinku (anty)europejskim i właśnie polsko-ukraińskim. Obecność militarna i finansowa UK na Ukrainie wyraźnie zresztą wskazuje, że to właśnie Brytyjczycy odpowiadają za ten odcinek globalnego frontu, kończąc swoje stare porachunki z Rosją jeszcze z okresu XIX-wiecznej Wielkiej Gry.
Polska z kolei, pomimo najfatalniejszych doświadczeń z wpływami angielskimi – po raz kolejny ewidentnie im ulega, chociaż to w ten właśnie sposób, przyjmując fałszywe i prowokacyjne „gwarancje brytyjskie” w 1939 r. dopuściliśmy, by II wojna światowa zaczęła się od naszego kraju, zaś przez cały XIX wiek trwoniliśmy nasze narodowe siły na wywoływanie beznadziejnych powstań przeciw Rosji, również przecież z poduszczenia i w interesie wyłącznie Londynu. Również i teraz zatem jesteśmy tylko lontem, który Anglicy są gotowi odpalić, kiedy tylko będzie im to wygodne.
– Do 10 października na Zachodzie, a zwłaszcza w Polsce, byli pewni, że Rosja – z różnych powodów – nie zareaguje na prowokacje i ataki terrorystyczne władz Kijowa. Czy masowe uderzenia na ukraińską infrastrukturę doprowadzą do zmiany nastawienia Zachodu do konfliktu zbrojnego na Ukrainie? Czy incydent ten będzie miał wpływ na pracę hubu dostaw broni w Rzeszowie?
– A niby czemu miałby wpłynąć? Rosja reaguje w gruncie rzeczy symbolicznie, a broń, amunicja i ciężki sprzęt jak płynęły na Ukrainę przez Polskę – tak płyną, bez żadnych poważniejszych utrudnień ze strony sił rosyjskich. Skoro więc Moskwie to nie przeszkadza, że kijowianie wciąż mają z czego strzelać do rosyjskich żołnierzy, to niby czemu miałoby to przeszkadzać Polakom czy Anglosasom?
Ograniczona wojna nie istnieje, przyjęcie koncepcji samoograniczającej się operacji denazyfikacyjnej od początku w praktyce wyklucza możliwość rosyjskiego zwycięstwa. Nawet Bismarck wojując z Austrią w 1866 r. tylko po to, by zaoferować jej sojusz i przyjaźń – najpierw wygrał pod Sadową, a nie kazał pruskim żołnierzom strzelać w powietrze, byle tylko nie urazić biednych Austriaków. Sojusz brytyjsko-francuski wyrósł ze stuleci wojen i najazdów, sojusz amerykańsko-brytyjski z krwi rewolucji i morderczej geopolitycznej rywalizacji. Nie zbuduje się nowego ładu międzynarodowego będąc miłym i wojując na pół gwizdka. Jeśli nie ma się woli do walki – należy zawrzeć pokój. Jeśli się jednak chce zwyciężyć – walczyć trzeba na poważnie. Stalin nie odgonił Hitlera tylko do przedwojennych granic ZSSR. Nie powiedział Rokossowskiemu na Bugu: „No, Kastuś, chwatit, tyle naszego, przerywamy denazyfikację! Zrób jakieś referendum i do domu. I nie waż się tam kogoś bombardować pod drugiej stronie, bo będziemy mieli na Zachodzie złą prasę i w moskiewskich kawiarniach się obrażą!”
No, ale Stalina już nie ma…