Polityka obecnego rządu III RP w prostej linii może doprowadzić do wznowienia zachodniej kwestii granicznej, a tym samym pozostawić Polskę w kształcie Księstwa Warszawskiego.
Udostępnić / zapisać:Najpierw jednak krótko – czemu sprawa wschodnia tak, jak widzą ją odpowiedzialne środowiska, w rodzaju Powiernictwa Kresowego, nie ma znaczenia dla naszych relacji z Niemcami. To proste. W 1989 r. przejmując kontrolę nad Polską z rąk sowieckich – Stany Zjednoczone zdecydowały się wykonywać ją za pośrednictwem swego kluczowego ekonomicznie europejskiego wasala, czyli Niemiec. Słabo już dziś pamiętający realia polityczne lat 90-tych mogą choć mgliście sobie przypominać, że faktycznie, u zarania III RP (która nawet jeszcze nie używała tego skrótu) środowiska demoliberalne, na czele z Unią Demokratyczną dawały upust swemu oddaniu Francji, a zwłaszcza jej (Wielko)Wschodniej części. Z kolei Porozumienie Centrum Jarosława Kaczyńskiego i jego odprysk, Kongres Liberalno-Demokratyczny Donalda Tuska stawiały na Niemcy. I tylko nieliczne atlantyckie oszołomy, w rodzaju Jana Parysa czy Piotra Naimskiego marzyły o bezpośrednim namiestnictwie amerykańskim. Ostatecznie, jak zapewne pamiętamy nieco lepiej – rzeczywiście stanęło na Berlinie i wspólnym wysiłkiem Tuska, Bieleckiego, Kaczyńskiego, Buzka i innych III RP stała się częścią gospodarczych Wielkich Niemiec.
Było to z pożytkiem oczywiście przede wszystkim niemieckim, nie tylko ze względu na przejęte za bezcen i/lub unicestwione polskie zakłady przemysłowe, kontrolowany rynek zbytu i z czasem również znakomite źródło taniej siły roboczej czy to dla miejscowych montowni, czy w charakterze gastarbajterów. Jeszcze ważniejsze było jednak to, że za to wszystko niemal wcale nie trzeba było płacić! Integracji Niemiec Wschodnich i Zachodnich, choć była znakomitą okazją do upłynnienia RFN-owskich nadwyżek kapitałowych, okazała się jednak też ogromnym obciążeniem i społeczną porażką. Berlin na żadnym etapie nie był więc zainteresowany powtórzeniem tego eksperymentu na terenach niegdyś utraconych przez III Rzeszę – nie chciał płacić emerytur ich mieszkańcom, nie chciał inwestować w infrastrukturę, włączać Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich w niemiecką tkankę ni dzielić się swym ulubionym tureckim kebabem. Schluß! Chcieli tylko brać – i brali. Za gorszy niż u siebie proszek do prania pod tą samą marką, za mniej czekoladek w niby takim samym opakowaniu, za to za wyższą cenę.
III RP znalazła się wobec Niemiec w sytuacji, w jakiej I Rzeczpospolita była w relacji do Rosji. Mocarstwo dominujące nie chciało wchłonąć podległego kraju w całości ani (do czasu) w części, natomiast starało się eliminować, kontrować i równoważyć wpływy konkurencyjne. Oczywiście, różnica sprowadza się do faktu, że współczesna RFN nie jest bynajmniej potęgą samodzielną, ni pierwszorzędową, wykonując na obszarze Europy Środkowej zlecone zadania amerykańskie. Ujawniającej się bezpośrednio obecności Waszyngtonu – Berlin do czasu przyglądał się zatem bezsilnie. Sytuacja ta jednak może ulec zmianie, jeśli Anglosasi zechcą posłużyć się Warszawą w sposób oznaczający bezpośrednie straty dla niemieckiej gospodarki.
Mówiąc prościej: CAŁA POLSKA jest częścią Niemiec – gospodarczo. Dlatego właśnie nie odebrali nam naszych Ziem Zachodnich. Kwestia roszczeń niemieckich nie jest zatem W ŻADEN sposób związana z zagadnieniem polskiej własności, ani nawet polskiej granicy wschodniej. To WYŁĄCZNIE pochodna naszej podległości niemieckiej polityce gospodarczej. A zatem, Niemcy mogą zgłosić roszczenia w momencie, gdy III RP zostanie częścią projektu Europy Brytyjskiej, a co za tym idzie zapewne opuści Unię Europejską, tak jak Rosja zgodziła się (niechętnie) na rozbiory Rzeczypospolitej bojąc się jej ograniczenia swej kontroli nad nią. Droga do utraty Wrocławia prowadzi przez Londyn i Kijów, nie przez Lwów.
I to właśnie się teraz dzieje. I nie, nie jest to ani teoria spiskowa, ani przejaw germanofobii. Oto bowiem scenariusz taki przedstawił wprost czołowy polityk obozu rządzącego, prof. Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego. Rzecz jasna też jest on entuzjastycznym zwolennikiem polityki anglosaskiej, czyli właśnie sprowokowania Niemiec do nowego rozbioru: „Niemcy może znajdują się w pewnym chaosie, ale to nie jest chaos, który stałby na przeszkodzie i utrudniał realizację podstawowych interesów narodowych, o które Niemcy dbają od kilkudziesięciu lat. Kiedyś chodziło o połączenie państw niemieckich czy wchłonięcie praktycznie NRD, tj. dawnej strefy okupacyjnej sowieckiej, a od czasu zrealizowania tego zadania – o odzyskanie w jakiejś formie ich dawnych ziem, które są teraz w granicach Polski, i podporządkowanie całego tego pasa krajów między Niemcami a Rosją. To wyobrażenie Niemiec o równowadze w przyszłej Europie. Wyjście Wielkiej Brytanii z UE otworzyło drogę do realizacji tego scenariusza. A więc funkcjonowanie w Europie równowagi opartej na współpracy dwóch imperiów: rosyjskiego i niemieckiego, z krajami pośrodku, w ramach stref wpływów obu mocarstw [podkreślenia KR]”.
Rozumiecie Państwo? Oni już TO wiedzą! Rozumieją, że w momencie, w którym Polska przyjmie te nowe „gwarancje brytyjskie”, opuści UE i ogłosi powstanie UkroPolinu, unii „polsko-ukraińskiej” pod zarządem anglosaskim – Niemcy poruszą kwestię granic. Dodatkowym katalizatorem mogą być przemiany Unii Europejskiej. Berlin i Paryż wydają się zdeterminowane by dokończyć proces jej integracji, czyli ujawniania jako państwa federacyjnego, mniej więcej w granicach strefy euro ze strefami kolonialnymi. Kto odpadnie – trudno, ale poniesie tego konsekwencje. Tak jak w przypadku Grecji – europejska odnoga globalnej finansjery nie tylko zagrozi, ale po prostu zwinie miejscowe finanse i bankowość, a sektor przemysłowy będzie musiał uzyskać rekompensatę za utratę polskiego wyrobnika i konsumenta. No, i wystarczy przyłączyć Wrocław, nie martwiąc się o jakiś tam Rzeszów, w którym i tak już prawie 40 proc. mieszkańców to przesiedleńcy z Ukrainy…
Nawet tysiąc odzyskanych polskich majątków i kamienic nie przesunie biegu Odry i nie naruszy naszego stanu posiadania na Ziemiach Zachodnich. Jeden podpis pod aktem „unii” z Ukrainą, jeden ruch w kierunku sojuszu brytyjsko-polsko-ukraińskiego – oderwą od Polski wszystko, cośmy zdobyli w 1945 roku, a może i więcej. Berlin zostanie przez Londyn i Waszyngton spłacony tym, co sobie ze swych dawnych ubytków wybierze, a polski kadłubek, doklejony do ukraińskiej kolonii Anglosasów – ulegnie dalszej przyspieszonej ukrainizacji. I tak dzięki zgodnej polityce „antyniemieckiego rządu” i „proniemieckiej opozycji” utracimy Wrocław i Szczecin, by zobaczyć jak Rzeszów, Przemyśl, Chełm, Lublin i cała reszta stają się miastami UkroPolińskimi.
I niestety, w takiej rozgrywce i przy poziomie oczadzenia opinii publicznej – żadne trzecie wyjście między Berlinem i Brukselą z jednej, a Londynem i Kijowem z drugiej strony nie ma nawet najmniejszej szansy się przebić. Kolejny rozbiór Rzeczypospolitej – to scenariusz już w realizacji.