Historię ma być pozostawiona historykom i dla poważnych debat – bez emocji (to trzeba wyrugować maksymalnie!) i „chciejstwa” – uważa filozof polityczny z Wrocławia.
Udostępnić / zapisać:A nawet – „ideologia czy doktryna faszystowsko-nacjonalistyczna”, która znalazła podatny – oczywiście uwarunkowany historycznie i kulturowo – grunt na tamtych terenach. Do tego okoliczności wojenne, które jak zawsze, w każdym przypadku „degradują” człowieczeństwo i niszczą „człowieka w człowieku”.
Szukanie usprawiedliwień w ZSRR, hitlerowskich Niemczech, polskiej kolonizacji i stosunkach klasowych na dawnych Kresach są elementami ubocznymi, które chcąc nie chcąc w jakimś stopniu usprawiedliwiają (?) masowe zabójstwa, jakie tam miały miejsce. Nie ludobójstwo – bo tego pojęcia wtedy jeszcze nie było – tylko zbrodnie. Nie kupuję „bohaterstwa” – pod żadnym pozorem – „bojców” od Bandery i Szuchewycza. I czynienie z nich symboli niepodległości Ukrainy uważam za złe znaki. Za złe przesłania. Czy np. Słowacy z Tiso robią coś takiego? Albo Norwegowie z Quislinga?
Tak jak nie kupuję „azowców” (z wytatuowanymi hacken-kreuzami itp, jak ten jeden z Hitlerem w stroju galowym wytatuowanym na bicepsie), filtrowanych po upadku „Azowstalu”. Bo czyż np. SS-mani – wiadomo kim byli i jak uznano ich w Norymberdze – byli bohaterami w chwili obrony Berlina przed Armią Czerwoną ? Wtedy bronili już ojczyzny...
Mam związek z Ukrainą – moja babcia pochodziła z Czernihowa i nazywała się Bielajewa. Stąd m.in. mam zacięcie i znajomość języka rosyjskiego – ona nigdy nie mówiła, iż jest „Ukrainką”, a zawsze podkreślała, że jest „Rosjanką”. Bo tak ułożyła się historia i takie były dzieje tamtych terenów. I dlatego – bez wartościowania i aksjologii ludzi w czasie minionym (oczywiście, jeśli nie brali udziału w procederze zbrodniczym). Ona, jej rodzice i przodkowie mieszkali w tym północno-wschodnim mieście dzisiejszej Ukrainy od „zawsze”. I w Czernihowie (byłem tam trzy razy) są pochowani mój pradziadek i prababcia – Rafał i Kamila Czarneccy. W 1992 r. na cmentarzu komunalnym był jeszcze ich grób z polskimi napisami.
Z kolei moja rodzina (ze strony ojca) była – tak, przyznaję to – tymi kolonizatorami Ukrainy po unii polsko-litewskiej w 1569 (?) roku. I co – mam z tego tytułu jakieś sentymenty do tamtych „własności”, które wiatr historii zdmuchnął, do posiadania czegokolwiek tam na Wschodzie Europy? Nie, gdyż traktuję historię – rodzinną jak i tą wielką, globalną – jak książkę, którą trzeba czytać i wyciągać wnioski na przyszłość. I również na dziś. I podchodzić do tych spraw bez afektów. Bo one szkodzą kontaktom inter-personalnym i międzynarodowym dziś, a może i jutro.