Konrad Rękas: Ukrainie oferują nie UE, lecz dzielenie z Polską, Litwą i Rumunią wspólnego ubóstwa i wiecznej wojny

30 Czerwiec 2022

Polski publicysta i politolog uważa, że anglosaska tyrania, militaryzm i imperializm mogą doprowadzić do globalnej katastrofy.

– Panie Konradzie, dobrze Pan pamięta, przez jakie kręgi piekielne przeszła Polska, aby uzyskać status kandydata na członka UE, a po wejściu do Unii Europejskiej Warszawa faktycznie sprzeciwia się jej zwiększeniu i przyłączeniu krajów bałkańskich do UE. Dlaczego polskie władze wciąż poparły przyznanie Ukrainie statusu kandydata? 

– Przede wszystkim piekło było udziałem polskiej gospodarki poddanej rygorom umowy stowarzyszeniowej ze Wspólnotami Europejskimi, zawartej jeszcze 16. grudnia 1991 r. To w jej wyniku przez następne 13 lat polski rynek był sukcesywnie drenowany i przejmowany przez państwa zachodnie, podczas gdy równocześnie Polacy nie mogli korzystać z żadnych uprawnień przynależnych obywatelom państw EWG / UE. Warto to podkreślić, bowiem w praktyce to status kandydacki bywa ważniejszy od ostatecznego członkostwa.

To wtedy właśnie dokonują się najważniejsze zmiany gospodarki państwa aspirującego i przeważnie po ostatecznym wchłonięciu nie ma już czego chronić, ani z czym uczestniczyć w tak zwanej wspólnej polityce gospodarczej. Skądinąd akurat Ukraińcy powinni proces ten rozumieć znakomicie, mieli bowiem takie negocjacje zilustrowane w popularnym serialu „Sługa Narodu”. Jak pamiętamy, na długą listę ultymatywnych żądań europejskich filmowy prezydent Ukrainy umiał jednak odpowiedzieć szantażystom zgrabnym „Идите в жопу!”. Jaka szkoda, że Wasia Gołobrodko naprawdę nie został głową państwa zamiast tego posłusznego Zachodowi we wszystkim Zełenskiego

– Po tym, jak Ukraina została kandydatem do członkostwa w UE, wielu europejskich polityków stwierdziło, że to tylko symboliczna decyzja, a proces wejścia potrwa dekady. Z drugiej strony, pewne nadzieje daje Kijowowi precedens przyjęcia podzielonego Cypru do UE. Z Pana punktu widzenia, jaką część Ukrainy UE jest w stanie zaakceptować i „przetrawić”?

– Oczywista jest kwestia Ukrainy Zachodniej, czyli polskich Kresów Wschodnich. One mogą znaleźć się w UE po prostu zawierając głośno proponowaną unię z Polskę. Ale wiadomo też, że to teren mało atrakcyjny gospodarczo, w każdym razie dla Zachodu. Gra więc będzie się toczyć o przedłużanie negocjacji i jak najdłuższą eksploatację Ukrainy Centralnej, zwłaszcza jej zasobów rolniczych, dopóki się da – także energetycznych.

Zwłaszcza Anglosasi każą władzom kijowskim przedłużać walkę, by można było dłużej korzystać z ukraińskiego potencjału, energii, ziemi. Docelowo jednak Ukraińcy muszą mieć świadomość, że obecnie kwestia dalszej integracji europejskiej, także z ich udziałem jest bardziej niż wątpliwa w sytuacji, gdy Europa coraz wyraźniej dzieli się na dwa bloki: pierwotne kraje jeszcze dawnej Wspólnoty Węgla i Stali, następnie EWG, a obecnie głównie strefy euro, które pod egidą Niemiec i Francji przyspieszają i pogłębiają budowanie jednego państwa federalnego.

Równocześnie zaś pod kierunkiem brytyjskim próbuje się wyłuskać z UE co najmniej część państw Europy Środkowej, w tym Polskę i Pribałtikę, przy czym cel takiej operacji nie jest oczywiście ekonomiczny, ale tylko polityczny i militarny. Otóż Ukrainie nikt przecież nie pozwoli przystąpić do rozwiniętej strefy ścisłej integracji, a więc może liczyć tylko na unię z Polską, Litwą i Rumunią i podział wspólnej biedy i wiecznej wojny.

– Przyznanie Ukrainie statusu kandydata było dość spokojnie odebrane w Moskwie, ponieważ formalnie UE jest unią polityczną, a nie wojskową. Czy zgadza się Pan z tą oceną?

– Między Rosją a Europą (Unią Europejską) nie ma przecież sprzecznych interesów. Przeciwnie – zwłaszcza na polu gospodarki, polityki energetycznej współpraca okazywała się obustronnie korzystna. Paradoksalnie, pozbycie się z UE koni trojańskich atlantyzmu mogłoby tylko ułatwić powrót do kooperacji, bo przecież jej konieczność jest oczywista dla zachodnich kręgów gospodarczych.

Niezależnie od tego, jakie technologie energetyczne miałyby być rozwijane w UE i jak ambitne cele klimatyczne nie byłyby stawiane – żaden z nich nie nadaje się do osiągnięcia w realnej perspektywie bez pełnego wznowienia transportu gazu z Rosji. Ani Francja, ani Niemcy, ani Włochy nie chcą i nie mogą trwale i szczerze popierać bezmyślnych sankcji i wojny handlowej bez końca. Europa może i staje się jednym z pełnoprawnych ośrodków świata wielobiegunowego, jednak jedynie prowadząc interesy ze swym naturalnym eurazjatyckim zapleczem.

Jeśli Ukraina suwerennie, czyli bez oligarchów, klasy kompradorskiej oraz neokolonializmu widziałaby siebie w takim właśnie środowisku – to przecież nie powinien to być dla Rosji żaden problem. Relacje rosyjsko-europejskie w oczywisty sposób zawsze będą prędzej czy później znów zwracać się ku współpracy, choćby i szorstkiej. To anglosaski atlantyzm/imperializm chciałby ten stan zastąpić wojną i agresją, jednak Ukraińcy wiedzą chyba przecież, że ich kraj nie leży nad Atlantykiem…

– Prezydent Andrzej Duda powiedział, że Wojsko Polskie będzie podwojone, ale jak dotąd nic w tym kierunku nie zostało zrobione. Ponadto polska broń ciężka – czołgi, armatohaubice samobieżne – została przeniesiona na Ukrainę, a mające je zastąpić amerykańskie wozy bojowe spodziewane są dopiero w przyszłym roku. Czyli wypowiedzi polskich polityków o przygotowaniach do wojny z Rosją w najbliższym czasie to pusta retoryka, czy raczej oni wierzą, że zamiast Polaków przeciwko Rosję będą walczyć Amerykanie?

– Dla jasności, jeśli już – to Polacy i Litwinie będą walczyć za Amerykanów i Anglików, a nie odwrotnie. Tak, jak się to obecnie przydarza Ukraińcom. Anglosasi tak dzielnie ich zachęcają do oporu, deklarując poparcie – ale to Ukraińcy mają ginąć. Tak zawsze było i będzie w historii i geopolityce. Nasze narody są potrzebne jako mięso armatnie i tania siła robocza, nikt nas przecież bronić nigdy nie zamierzał.

Więc kiedy czytam, że Minister Obrony Narodowej RP Błaszczak poprosił USA o 800 systemów rakietowych HIMARS (dwa razy więcej niż obecnie ma cała armia USA), przypominam sobi, że Polaków na wojnę z Rosją zwyczajowo Anglosasi wysyłali z kosami, więc nie sądzę, by tym razem dali nam coś bardziej skomplikowanego (i kosztownego…) Podobnie przecież rzecz się ma na Ukrainie, dokąd najbardziej kosztowy sprzęt, niby to ofiarowywany/sprzedawany przed kamerami – w rzeczywistości nigdy nie dociera, trafiając do obozów dla terrorystów w Albanii czy okupowanej części Syrii. To zaś, co ostatecznie ląduje na polu walki – i tak jest obsługiwany przez zachodnich najemników. Fakty są jasne – Słowianie mają ginąć, po obu stronach, a nie pozyskiwać bardziej złożone technologie wojskowe. Te są zastrzeżone dla anglosaskiej rasy panów.

Największe ryzyko polityki wojskowej narzucanej Polsce powoli przenosi się z Ukrainy na Litwę. To znaczy z jednej strony kwestia wejścia wojsk polskich do Lwowa i dalej pod pretekstem unii z Kijowa cały jest realna. Równocześnie jednak równie możliwe stają się prowokacje z udziałem Polaków na północnym-wschodzie. Pamiętajmy, że to Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej odpowiadają w NATO za bezpieczeństwa Litwy, Łotwy i Estonii, a zatem faktycznie mogłyby zostać użyte w związku z jakąś litewską akcją przeciw obwodowi kaliningradzkiemu.

Co więcej, znowu modna jest w Polsce opowieść o rzekomym zagrożeniu rosyjsko-białoruskim przeciw tzw. przesmykowi suwalskiemu, czyli terytorium oddzielającemu Kaliningrad od Białorusi. Pod hasłem obrony tego obszaru mogłaby zostać przeprowadzona akcja np. przeciw Białorusi, celem wciągnięcia jej w konflikt z udziałem państw NATO. Fakt, że ani Polska, ani Litwa nie są obecnie w żadnym stopniu gotowe do takiego starcia – nie miałby oczywiście żadnego znaczenia, bo decyzje w tej sprawie zapadłyby najpewniej w Londynie, a nie w Warszawie czy Wilnie.

Z drugiej jednak strony warto zauważyć, że oczywiście Polska nie ma szans na zdobycie Kaliningradu, a i marsz na Grodno byłby wątpliwy, jednak z ewentualna operacja na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej miałaby wszelkie szanse powodzenia. Gdyby więc pozwolono samym Polakom decydować – w kilka dni bez problemu bylibyśmy na Zbruczu, granicy Polski sprzed 1939 r. A który generał nie chciałby takiego łatwego zwycięstwa?

– Jak wyniki szczytu NATO, który odbył się w Madrycie 29-30 czerwca, mogą wpłynąć na konflikt zbrojny na Ukrainie?

– Sytuacja na samej Ukrainie wyraźnie się stabilizuje. Po pierwsze coraz więcej żołnierzy kijowskich ma dość i rozsądnie kapituluje. Po drugie tak naprawdę nie ma czym walczyć. Po trzecie zaś samo zaplecze Zełenskiego nagle rakiem wycofuje się z dotychczasowych aspiracji NATO-wskich. Nawet oficjalnie podawane poparcie społeczne dla wstąpienia do Paktu jest na Ukrainie coraz niższe. Cóż, lepiej późno niż wcale, można było oszczędzić Ukraińcom wielu problemów przyjmując taki kurs kilka miesięcy temu.

Jednocześnie jednak Londyn nie rezygnuje, a to Anglicy, nie Amerykanie, są obecnie głównymi przeciwnikami pokoju na Ukrainie. Wielka Brytania wyraźnie zaostrza ton, o czym świadczy niedawna wypowiedź generała sir Patricka Sandersa, szefa Sztabu Generalnego British Army, który wprost zapowiedział brytyjski udział w wojnie i wezwał do intensyfikacji przygotowań: militarnych, politycznych i finansowych. Kiedy urzędujący generał najwyższego szczebla zapowiada, że armia będzie „bronić zagrożonej demokracji” – to na milę pachnie wojskowym przewrotem i imperialistyczno-faszystowską dyktaturą.

Nawet więc gdyby większość krajów NATO podtrzymała wizję Koncepcji Strategicznej Paktu nie wykluczającej bynajmniej powrotu do partnerskich stosunków z Rosją – można być pewnym, że Brytyjczycy, Kanadyjczycy i Amerykanie będą torpedować każdą taką możliwość, oczywiście wysuwając na plan pierwszy hałaśliwe protesty Polaków, Bałtów czy Rumunów. NATO nigdy przecież nie było paktem obronnym, natomiast obecnie już jawnie występuje jako organ anglosaskiej soldateski, zainteresowanej wojną światową. Pytanie tylko czy żywotnie zainteresowani pokojem zachodnio-europejscy członkowie Paktu będą umieli wyciągnąć wnioski. Jeśli nie – anglosaska tyrania, militaryzm i imperializm mogą doprowadzić do globalnej katastrofy.