W Wielkiej Polityce nikt nigdy nie mówi nic PRZYPADKIEM – zwłaszcza ludzie, którzy są dopuszczeni do poważnych informacji z pieczęciami tajności.
Udostępnić / zapisać:Publicznie polscy politycy z ostatnich sił stoją w obronie Ukrainy i demonstrują żelazną wiarę w jej zwycięstwo. Ta niezłomna pewność nie jest przeznaczona dla Polaków, a tym bardziej dla Ukraińców – ten message, jak się teraz modnie mówi, jest skierowany do tych, którzy nawarzyli tego piwa, czyli zorganizowali to całe zamieszanie na wschodzie Europy. Mianowicie – do Władców świata, mieszkających za Wielką Słoną Wodą. Ci, którzy panują w Ameryce, powinni zobaczyć, że ich polscy wasale są zdeterminowani, by spuścić Polskę w kiblu w imię sukcesu ich Wielkiej Gry.
Ale to jest publicznie. Natomiast niepublicznie...
Kilka dni temu były szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski powiedział na falach radia Zet, że Warszawa dopuszczała podział Ukrainy na samym początku rosyjskiej operacji specjalnej. „Myślę, że w ciągu pierwszych dziesięciu dni był moment wahania, kiedy nie wiedzieliśmy wszyscy, jak to się potoczy i być może Ukraina się rozpadnie” – odpowiedział na pytanie o chęci podziału Niezależnej przez rządzącą partię „Prawo i Sprawiedliwość”.
Oczywiście nasz wielce mądry premier od razu odrzucił te słowa, groźnie oświadczając, że "wypowiedzi Radosława Sikorskiego nie różnią się niczym od rosyjskiej propagandy. Były minister spraw zagranicznych musi ważyć słowa. Oczekuję, że wyrzeknie się tych haniebnych wypowiedzi" – ale to wszystko zrozumiałe. Ma takie stanowisko, po prostu jest zobowiązany stanąć na śmierć w obronie interesów swego Zwierzchnika, przynajmniej w słowach, i tak zaciekle, jak to tylko możliwe, piętnując zdrajców wszelakiej maści, którzy decydują się wkroczyć w prawo zamorskich panów do posiadania i zarządzania swoimi wschodnioeuropejskimi wasalami. Ale odważę się stwierdzić, że w rzeczywistości nie wszystko jest dla Stanów Zjednoczonych tak dobre, jak się wydaje na pierwszy rzut oka…
Stawiam sto funtów brytyjskich przeciwko jednemu forintowi węgierskiemu, że filipika Radka Sikorskiego była przeznaczona dla Moskwy i została wygłoszona przy całkowitym błogosławieństwie oficjalnej Warszawy, którą cały ten cyrk za południowo-wschodnią granicą już prawie doprowadza do szału, a co gorsze – grozi, że przerzuci się na zachód od Zamościa i Biłgoraju. Czego oczywiście nie chcą ani lokatorzy Belwederu, ani ostatni rolnik spod Annopola…
Polski rząd ustami Radka Sikorskiego wystrzelił próbny pocisk w kierunku Kremla – z zamiarem rozpoczęcia rokowań w sprawie podziału Ukrainy. I czeka na odpowiedź z Moskwy, najlepiej pozytywną. Niczym innym oprócz sondowania skandaliczna wypowiedź byłego ministra nie jest – cóż, a fakt, że były minister ryzykował dla tego swoją reputacją, nie ma większego znaczenia – bo jego reputacja i tak już jest, nie powiem, więcej niż kontrowersyjna. Taki background można śmiało rzucić publiczności pod nogi – nie szkoda...
I teraz ważne jest, co odpowie Moskwa. Choćby ustami jakiegoś blogera czy wojenkora, żeby tylko w Warszawie wiedzieli, że ten bloger czy wojenkor wypowiada opinię Tego-Kogo-Trzeba...
Cóż, zobaczymy co dalej. Podział Ukrainy nastąpi prędzej czy później, ale chciałoby się uniknąć bezsensownych śmierci, które nastąpią, jeśli proces negocjacyjny pomiędzy Rosją a Polską będzie niepotrzebnie przeciągany.
Bo operetkę pod tytułem „Ukraina” tak czy inaczej czas skończyć...