Pani Marina była w 17. tygodniu ciąży, gdy lekarz powiedział jej, że prawdopodobnie urodzi córkę. Dopiero podczas kolejnego badania okazało się, że płód rozwija się bez czaszki. Lekarze odmówili wykonania aborcji. W 33 tyg. ciąży dyrektor szpitala zmienił decyzję i ze względu na dobro pacjentki wywołano poród.
Udostępnić / zapisać:Historię pacjentki przedstawiła stacja TVN24 w reportażu „Miała mieć na imię…”.. Pani Marina pochodzi z Ukrainy, w Polsce mieszka od dwóch lat. Gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, na pierwszą wizytę umówiła się prywatnie, do lekarza ginekologa, który znał rosyjski. W marcu zrobiła pierwsze USG.
W maju, w 17 tyg. ciąży, lekarz wstępnie ocenił, że pacjentka spodziewa się córki. Nie zdradził, że coś jest nie tak. Na USG ginekolog oznaczył wymiar dwuciemieniowy główki. – To pierwsze parametry, które oceniamy, przykładając głowicę USG do brzucha pacjentki – mówiła prof. Marzena Dębska, ginekolożka i perinatolożka.
Pod koniec lipca, w trakcie kolejnego badania, ginekolog miał stwierdzić, że nie widzi główki i odesłał pacjentkę do innego lekarza. Wtedy pani Marina zauważyła strach na twarzy lekarki wykonującej badanie.
– Żaden lekarz nic pani nie powiedział? – wspominała jej słowa pani Marina. Lekarka powiedziała, że dziecko naprawdę nie ma głowy. Fachowa nazwa tej wady rozwojowej to akrania (niewykształcenie kości pokrywy czaszki). Wtedy przyjaciółka pani Mariny umówiła kolejną wizytę u prof. Dębskiej.
– Muszę powiedzieć, że jest to pierwszy raz w życiu rozpoznana przeze mnie tego typu wada, na tak zaawansowanym etapie ciąży. Jestem lekarzem od 25 lat, jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam – powiedziała prof. Dębska. Dodała, że bezczaszkowie jest wadą śmiertelną u płodu i powinno być wykryte w pierwszym trymestrze ciąży (tę wadę można rozpoznać na rutynowym USG między 10. a 14. tygodniem).
Reporterka TVN24 osobiście zapytała o wynik pierwszego badania USG lekarza. Przed kamerą powiedział, że nie kojarzy pacjentki. – Pan wie, że wpisał pan rozmiar główki, której nie ma? – pytała reporterka. – Nie wiem, mogła się ta rzecz zdarzyć – mówił. Na kolejną rozmowę w tej sprawie nie chciał się umówić.
Pani Marina zapewnia, że chciałaby dowiedzieć się o wadzie wcześniej. Nie chciała donosić ciąży, bo z każdym dniem przywiązywała się do dziecka coraz bardziej i jej stan psychiczny pogarszał się. Jednak przerwanie ciąży z powodu ciężkich i nieodwracalnych wad płodu od wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22.10.2020 roku nie jest w Polsce możliwe.
W 31 tyg. ciąży lekarz psychiatra stwierdziła, że kontynuowanie ciąży może zagrażać życiu i zdrowiu pani Mariny, u której rozpoznano myśli samobójcze. Pacjentka zgłosiła się do szpitala na Inflanckiej, ale mimo przedstawienia opinii od psychiatry usłyszała, że ciąży nie można przerwać. Dzięki pisemnej odmowie pani Marina razem z prawniczką mogłyby tę decyzję zaskarżyć.
– Przez 1,5 tygodnia nie byłyśmy w stanie wyegzekwować pisemnej odmowy – mówiła Kamila Ferenc z FEDERY – Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Dyrektor szpitala, prof. dr hab. med. Łukasz Wicherek, po powrocie z urlopu nie zgodził się z decyzją lekarzy. Stwierdził, że ciążę trzeba jak najszybciej przerwać, mając na uwadze dobro pacjentki. Wyjaśnił, że urodzenie dziecka z taką wadą mogło stanowić zagrożenie dla życia pani Mariny. Poród został wywołany w 33 tyg. ciąży. Dziecko urodziło się martwe.
Pani Marina nie chciała na nie spojrzeć. Powiedziała, że „nie przeżyłaby tego”.
Wcześniej ZUNR pisał o tym, że tysiąc Ukrainek ma zamiar walczyć o prawo do aborcji w Polsce.
Źródło: Wprost.pl