„Jedziemy na jednym wózku”: kryzys w Niemczech odbije się na Polsce
Za kilka dni Nord Stream 1 znów zostanie wyłączony. Gazprom zapowiada kolejny remont. W związku z niepewnością wokół gazociągu ceny gazu już poszły w górę o 20 proc.
Będzie to miało poważne konsekwencje nie tylko dla Niemiec. Nasze gospodarki są jak naczynia połączone, problemy u sąsiada odbiją się na Polsce. Rozmówcy money.pl tłumaczą, co może się wydarzyć.
Ceny gazu w holenderskim hubie TTF ok. godz. 13 spadają o 20 proc. Ma to związek z wypowiedzią ministra gospodarki Niemiec, który wskazuje, że zapełnienie magazynów surowcem postępuje szybciej, niż się wcześniej spodziewano.
Na 31 sierpnia Gazprom zapowiedział wyłączenie Nord Stream 1 na trzy dni. W teorii. Jak będzie w praktyce, dopiero się przekonamy. Ponownie rodzą się obawy o przepływ gazu do Niemiec. Rosja nie pierwszy raz gra tą kartą, aby wzmóc w Europie poczucie zagrożenia, wpłynąć na rynki i w ten sposób rozgrywać Unię Europejską.
Już w połowie lipca Gazprom straszył europejskich odbiorców, że po 10-dniowej konserwacji rurociągu kurek może zostać zakręcony na dłużej. Właściwie to wystarczyło, aby wywołać nerwowość w europejskich stolicach, bo cios w jedną z najważniejszych gospodarek kontynentu może zapoczątkować reakcję łańcuchową.
I choć w lipcu Gazprom ostatecznie uruchomił przesył tym kanałem (choć w ograniczonym zakresie), to nie może dziwić, że zapowiedź kolejnej przerwy wzbudza niepokój Europie.
System naczyń połączonych
Według różnych scenariuszy kryzys energetyczny może spowodować spadek niemieckiego PKB od 5,2 do 12 proc. Takie szacunki przedstawiają sami Niemcy, a konkretnie - doradca Ministerstwa Finansów tego kraju Tom Krebs.
Wyłączenie Nord Stream 1 (NS1) to duży cios dla gospodarki zużywającej 80 mld m sześc. gazu rocznie. Poprzez tylko ten jeden gazociąg Niemcy odbierali rocznie 55-65 mld m sześc. gazu. Dodatkowo ścigają się z czasem, aby przed zimą zapełnić magazyny oraz ograniczyć zużycie tego paliwa.
Naiwnością byłoby jednak przekonanie, że jest to problem jedynie Berlina. Choć polskie władze zapewniają, że nasz kraj jest zabezpieczony gazowo – zarówno poprzez zapasy, zdywersyfikowane źródła dostaw surowca, jak i kontrakty na LNG – to problemy energetyczne sąsiada to kłopot i dla nas.
Ma to bezpośredni związek z tym, że system gazowy w UE wzajemnie na siebie oddziałuje, a Polska jest związana traktatami o solidarności energetycznej i tzw. procedurami SOS, o czym pisaliśmy już w money.pl. To oznacza, że podobnie jak my w ostatnich miesiącach (lipcu i czerwcu) wspomagaliśmy się dostawami gazu z Niemiec, może to działać w drugą stronę – będziemy zobowiązani do pomocy Niemcom.
Problem energetyczny zmienia się w gospodarczy
Bezpieczeństwo energetyczne to jeden problem. Drugi to fakt, że kryzys gazowy odbija się na gospodarce. Money.pl zapytał Joachima Nagela, prezesa Deutsche Bundesbank (odpowiednik NBP) o wpływ trudnej sytuacji Niemiec na relacje gospodarcze i handlowe z Polską.
Niemiecki bank centralny odesłał nas do wypowiedzi dotyczących sytuacji gospodarczej Niemiec udzielonych niedawno przez Joachima Nagela dziennikowi "Rheinische Post".
Szef Deutsche Bundesbanku przyznał tam, że w miarę pogłębiania się kryzysu energetycznego przyszłej zimy Niemcy muszą być przygotowane na recesję. – W czerwcu zakładaliśmy, że wzrost gospodarczy w 2022 r. wyniesie prawie 2 proc. Z dzisiejszej perspektywy powinno być trochę mniej – przyznał.
Wąskie gardła w dostawach i napięcia geopolityczne prawdopodobnie będą się utrzymywać. W naszej czerwcowej projekcji spodziewaliśmy się inflacji na poziomie 4,5 proc. na 2023 r. Tymczasem Rosja drastycznie ograniczyła dostawy gazu, a ceny gazu ziemnego i energii elektrycznej wzrosły bardziej niż oczekiwano. Rośnie prawdopodobieństwo, że inflacja będzie wyższa niż wcześniej przewidywano – stwierdził Joachim Nagel w rozmowie z dziennikiem.
A trzeba jeszcze pamiętać, że – jak szacują Europejski Bank Centralny i Komisja Europejska – spadek zużycia gazu o 30 proc. to utrata 2 pkt proc. aktywności gospodarczej.
Polska dostanie rykoszetem
Jak wskazuje w rozmowie z money.pl Krzysztof Mrówczyński z Departamentu Analiz Makroekonomicznych Pekao, długotrwałe odcięcie Niemiec od dostaw poprzez NS1 spotęgowałoby obecny kryzys podażowy na europejskim rynku gazu, prowadząc do utrzymania obecnego poziomu czy nawet dalszego wzrostu cen tego surowca Europie.
To siłą rzeczy wpłynęłoby również na sytuację najbardziej gazochłonnych sektorów w naszym kraju. Do takich zaliczają się zwłaszcza branża chemiczna i rafineryjna, ale też mineralna, metalowa czy papiernicza – wylicza Mrówczyński.
To właśnie silne powiązania gospodarcze z Niemcami powodują, że problemy mogą dotknąć również Polskę – wskazuje w rozmowie z money.pl Janusz Steinhoff, były minister gospodarki i ekspert BCC. Jak dodaje, tym najbardziej jaskrawym przykładem skutków, jakie może odczuć nasza gospodarka, jest cios w polskie firmy motoryzacyjne. Powód? Eksport do Niemiec to blisko 15 proc. przychodów tego sektora.
Firmy te działają na zasadzie naczyń połączonych, czego byliśmy świadkami w marcu. Wstrzymano wtedy prace np. w zakładach Volkswagena we Wrześni i Poznaniu, co było pokłosiem problemów niemieckiego koncernu.
Przestoje produkcyjne wywołane brakiem albo zbyt wysokimi cenami gazu i towarzysząca im recesja w Niemczech przełożyłyby się więc na problemy tych branż, które są silnie zorientowane na rynek naszego zachodniego sąsiada.
Trudno w polskim przemyśle wskazać takie branże, których ekspozycja na rynek niemiecki byłaby niewielka. Ale wśród tych najmocniej zależnych od eksportu za Odrę w pierwszej kolejności jako najbardziej zagrożone wskazałbym sektory elektromaszynowy i motoryzacyjny – mówi Mrówczyński.
Jak przypomina ekspert Pekao, eksport do Niemiec odpowiada za ok. 25 proc. przychodów polskich firm, a w przypadku firm z branży maszynowej czy wyrobów gotowych z metali – za kilkanaście procent przychodów.
Są to branże, w których w Niemczech kryzys gazowy może najszybciej utrudnić normalne funkcjonowanie – poprzez odcięcie od surowców wytwarzanych przez branżę metalurgiczną czy chemiczną, a zarazem w których powiązania w ramach regionalnych łańcuchów dostaw są szczególnie silne – wyjaśnia nasz rozmówca.
W dalszej kolejności kryzys gospodarczy w Niemczech mógłby spowodować problemy kolejnych branż, dla których eksport na Zachód stanowi tradycyjnie ważne źródło przychodów. – Tu wymienić można np. branżę meblarską, odzieżowo-obuwniczą, gdzie eksport do Niemiec stanowi około 20 proc. łącznych obrotów czy produkcję wyrobów z gumy i tworzyw sztucznych – zauważa ekspert Pekao.
To oczywiście tylko część przykładów. Mniej oczywistym skutkiem jest wpływ na polską branżę papierniczą.
Potencjalny zastój najbardziej gazochłonnych branż w Niemczech może skutkować ponownym nasileniem się problemów z zaopatrzeniem niektórych sektorów, które są mniej zorientowane na eksport, ale jednocześnie zależne od importu półproduktów zza Odry – tłumaczy rozmówca money.pl.
Dobrym przykładem jest tu właśnie branża papiernicza. Niemcy odpowiadały w 2021 r. za prawie połowę polskiego importu papieru i tektury.
Źródło: Money.pl