W polskich szkołach muszą się polonizować, a ministerstwo Czarnka nie dopuszcza nawet myśli, że mogłoby tworzyć klasy ukraińskie. Wiceministra edukacji Ukrainy mówi OKO.press, że dzieci powinny wracać, podobnie jak nauczycielki szkół, które uda się 1 września uruchomić.
Udostępnić / zapisać:Nie jest łatwo uzyskać wywiad z szefostwem ministerstwa edukacji Ukrainy i nie ma się czemu dziwić. Nauczanie dzieci w warunkach zbrojnej agresji rosyjskiej potęgi, nawet jeżeli na froncie wykazuje się nieporadnością, to karkołomne zadanie. W dodatku jest wiele niewiadomych: jak potoczy się wojna, ile dzieci uchodźczych wróci, a ile rodzin zdecyduje się zostać za granicą i przestawić dzieci na naukę w nowym kraju. Trudno być, a zarazem trzeba być, ministerstwem edukacji nie tylko dzieci na wojnie, ale także na na uchodźctwie.
Po wielu próbach udało nam się uzyskać połączenie wideo z wiceministrą Wirą Rohową. Spokojnym głosem przekazuje nawet najgorsze informacje, stara się zachować optymizm i pokazać, że władze panują nad sytuacją.
Najpierw o edukacji w Ukrainie. 1 września 2022 dzieci zaczną naukę w swojej szkole – stacjonarnie lub online, zależy to od rejonu, czytaj – od stopnia zagrożenia rosyjskim atakiem. Ale to nie wszystko.
„Jeśli szkoła nie ma schronu, nie ma mowy o nauce stacjonarnej. Bezpieczeństwo dzieci to podstawa” ー mówi OKO.press Wira Rohowa.
Jeśli schron szkoły jest za mały, żeby zmieścić wszystkich uczniów, szkoła ma wprowadzić naukę w systemie zmianowym. Trzeba reagować elastycznie. „Jeśli klasy będą niepełne, to władze lokalne mogą łączyć dzieci z kilku szkół”.
Według sierpniowych danych, jakimi dysponuje ministerstwo, gotowych na przyjęcie dzieci jest około 40 proc. szkół w Ukrainie. Podobne statystyki podawał 17 sierpnia minister edukacji Serhij Szkarłet na spotkaniu z Przemysławem Czarnkiem: wśród 80 proc. szkół w Ukrainie, w których przeprowadzono rozeznanie, 41 proc. jest gotowych do rozpoczęcia zajęć w formie stacjonarnej.
Min. Rohowa spokojnym głosem podaje kolejne wstrząsające liczby.
Od 24 lutego 2022 rosyjski agresor uszkodził w Ukrainie ponad 2000 szkół, całkowicie zniszczył – 286. Odnosząc te liczby do realiów Polski, kraju podobnej wielkości: ucierpiała co dziesiąta szkoła, co 70. szkoły już nie ma.
Schron nie jest jedynym wymogiem bezpieczeństwa. Wira Rohowa informuje, że trwa audyt szkół. Zespoły lokalnej policji, Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych i innych organów przeprowadzają inspekcje budynków i terenów przyległych, sprawdzają systemy powiadamiania, dostępność żywności, wody i środków medycznych w sytuacji zagrożenia. Szkolą personel, jak ratować dzieci na wypadek ataku rakietowego.
O otwarciu szkół będą decydować władze lokalne. Ukraina jest po reformie samorządowej wzorowanej zresztą na polskiej i według wielu opinii jest to jeden z powodów jej sukcesu w obronie przed agresją.
Ale władze mają dodatkowy problem. W wielu miejscowościach szkoły pełnią rolę tymczasowych miejsc pobytu dla wewnętrznie przesiedlonych osób, których w Ukrainie już w połowie maja było 8 milionów. „Do 1 września lokalne władze powinny zaproponować uchodźcom alternatywne mieszkanie” – mówi Rohowa. Tyle, że – jak dodaje – nikt nie ma prawa wyrzucać ich na bruk.
W mediach społecznościowych rodzice narzekają, że jak była epidemia koronawirusa, to dzieci musiały dla bezpieczeństwa siedzieć w domu, a teraz, kiedy jest wojna i szkoły są celem wroga, to mają iść do szkół.
Wiceministra wie, że są takie głosy, ale polemizuje: “Wielu rodziców chodzi przecież do pracy. Wiedzą, że ich dziecko będzie bezpieczniejsze pod opieką w szkole, niż same w mieszkaniu.
Baliby się, czy dziecko zdąży zejść do schronu kiedy będzie alarm, zwłaszcza jeśli mieszkają na wyższych piętrach. A co jeśli w budynku w ogóle nie ma schronu?”.
Ministerstwo lepiej słyszy głosy rodziców, którzy są za otwarciem szkół, ale ma mocne argumenty.
Najwięcej wewnętrznie przesiedlonych dzieci jest we względnie bezpiecznych obwodach lwowskim, tarnopolskim czy zakarpackim. Według lokalnych samorządów edukacja stacjonarna jest tu możliwa, ale nie wiadomo, ile z uchodźczych dzieci pójdzie do nowej szkoły, a ile pozostanie on line w swojej starej szkole np. na wschodzie Ukrainy, o ile oczywiście pracuje ona w trybie zdalnym.
Ministra edukacji podkreśla, że jeśli lokalna władza zdecyduje, że szkoła X jest bezpieczna i może przyjmować dzieci, to nauczycielki i nauczyciele, którzy wyjechali, mają obowiązek wrócić do pracy w Ukrainie.
Trudno jednak powiedzieć, na ile nauczycielki posłuchają takiego wezwania, skoro wyjechały często z własnymi dziećmi, żeby je chronić przed wojną.
Jeśli szkoła będzie nadal pracować w trybie zdalnym, nauczycielka może przebywać gdziekolwiek i prowadzić zajęcia np. z Polski, tak jak to się działo w letnim semestrze roku 2021/2022.
Nawet jeżeli szkoła zostanie otwarta, to ministerstwo rekomenduje, by nie zamykać możliwości nauki online. Bo wiadomo, że zagrożenie może się pojawić w każdej chwili.
Pytamy, ile ukraińskich dzieci jest w Polsce i jakie wybory edukacyjne podejmują. Wracają? Idą do polskiej szkoły? Uczą się zdalnie w systemie ukraińskim? Szukają szkoły ukraińskiej w Polsce? To są za trudne pytania, ministerstwo ma tylko ogólne szacunki.
„Według danych z początku sierpnia za granicą przebywa 641 tys. ukraińskich dzieci, Ich liczba powoli spada – w maju było 30 tysięcy więcej” – mówi Rohova.
Organizacje społeczne, z którymi rozmawiamy twierdzą, że ministerstwo nie ma własnych precyzyjnych informacji, korzysta z szacunków UNICEF-u i danych spływających od służb granicznych. Min. Rohowa przyznaje, że nie wie, ile ukraińskich dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym jest w Polsce, a ile – razem z rodziną -ruszyło dalej na zachód.
Jak 17 sierpnia podał PAP, minister Szkarłet informował Przemysława Czarnka, że poza granicami przebywa 631 tys. uczniów szkół ukraińskich.
Wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski mówił 20 maja komisjom senackim, że według szacunków „dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym [podkr. – red.] w Polsce przebywa ok. 700 tysięcy”, z tego w szkołach uczy się blisko 200 tys. (zobacz, co pisaliśmy o Rzymkowskim)
„Miesiąc temu [tj. w w kwietniu 2022 – red.] miałem spotkanie z Wirą Rohową, wiceministrem edukacji Ukrainy. informowała, że jest u nas ok. 540 tysięcy dzieci z Ukrainy. Korzystają z ukraińskiego nauczania zdalnego, a [ich rodziny] czekają aż sytuacja pozwoli im na powrót. Ale my zakładamy, że optymizm strony ukraińskiej jest przeszacowany. Uważamy, że 1 września będzie nas czekało zwiększenie liczby ukraińskich dzieci w szkołach, dwu czy nawet trzykrotne”.
W sierpniu ministerstwo Czarnka podawało, że rok szkolny 2021/2022 ukończyło ok. 190 tys. ukraińskich dzieci. We wrześniu do szkół może pójść nawet 400 tys.
Wszystkie te szacunki są wysoce niepewne. Także dlatego, że wiele ukraińskich rodzin trwa w sytuacji zawieszenia.
Trudno podjąć decyzję o powrocie, ale jeszcze trudniej o emigracji na dłużej, czy na zawsze.
Przykładem jest rodzina spod Odessy, która w czerwcu przyjechała do Polski i mieszka w Niepołomicach,. Pisaliśmy o niej w OKO.press:
22 sierpnia zapytaliśmy siostry Wiolettę (14 lat) i Julię (12 lat), do której szkoły pójdą. Na dziewięć dni przed 1 września dziewczynki wiedzą tylko, że mama nie zapisała ich jeszcze do polskiej szkoły. Wioletta mówi, że może będą kontynuować naukę online w swojej ukraińskiej.
Min. Rohowa podkreśla, że ukraińskie dzieci za granicą mogą cały czas uczyć się w swojej ukraińskiej szkole w trybie zdalnym. „Są przygotowane wszystkie materiały”. Jest też międzynarodowa szkoła ukraińska, założona w 2007 roku, żeby dzieci, które tymczasowo czy na stałe mieszkają za granicą, mogły otrzymać ukraińskie wykształcenie. „Żeby otrzymać zaświadczenie o ukończeniu klasy, dziecko musi koniecznie zarejestrować się do systemu” – podkreśla wiceministra.
A co jeśli rodzice lub sam nastoletni uczeń/uczennica podejmie decyzję, że nie wraca?
“Jeśli rodzice wybiorą system edukacji kraju, w którym się znajdują, to nam to także odpowiada, bo dzieci będą na czas pobytu zagranicą nabywać szkolne umiejętności.
Wspieramy także taki model, ale bardzo chcielibyśmy, aby nawet wtedy nasze dzieci uczyły się języka ukraińskiego, naszej literatury i historii.
Dziękujemy polskiemu ministerstwu edukacji, że poparło naszą inicjatywę i w Polsce powstają klasy i grupy ukraińskie” ー mówi wiceministra.
Powstają? Czy raczej ukraińskie ministerstwo chciałoby, żeby powstawały? Nie znamy niestety żadnych przykładów profilowania edukacji w polskich szkołach na potrzeby zachowania języka czy tożsamości ukraińskiej. Wręcz przeciwnie, min. Czarnek podkreśla, że ukraińskie dzieci chodząc do polskiej szkoły nie mogą być traktowane w szczególny sposób.
Dopytujemy więc, o co chodzi.
“Mamy spotkania z polskim ministerstwem edukacji i bardzo prosiliśmy o nauczanie języka ukraińskiego, literatury i historii Ukrainy. O to samo prosimy także ministerstwa innych krajów, gdzie są nasze dzieci. Nikt nie odmówił” ー mówi Wira Rohowa.
I stwierdza:
“Jesteśmy wdzięczni kolegom z zagranicy, że znaleźli możliwości uczenia także naszych dzieci.
Najważniejsze dla nas jest, aby wszystkie nasze dzieci wróciły do kraju. Zrobimy wszystko, co możliwe, aby nasze dzieci uczyły się w Ukrainie”.
Pytamy min. Rohową, czy nie obawia się spolszczenia czy wynarodowienia ukraińskich dzieci.
Zaprzecza. Podkreśla, że nawet jeśli ukraińskie dziecko będzie rano chodzić do polskiej szkoły, to po południu może uczyć się w ukraińskiej online.
Tylko czy jest to w ogóle możliwe? Czy taka nauka będzie skuteczna? Czy dziecko jest w stanie uczyć się po 10 i więcej godzin dziennie, nie licząc odrabiania lekcji?
Min. Rzymkowski na cytowanym spotkaniu komisji senackich wychwalał – w stylu Czarnka – swój resort: „Uczniowie z Ukrainy w Polsce są traktowani z największą troską i z należytą im uwagą. Przyjęte na ich potrzeby rozwiązania legislacyjne dotyczące dostępu do edukacji zostały skonstruowane w sposób, który pozwoli im odnajdować się w polskim systemie edukacji odpowiednio do ich potrzeb i oczekiwań”.
Niewykluczone, że tego typu zapewnienia usłyszała też min. Rohowa.
Jest to jednak oczywista nieprawda, bo rozwiązania legislacyjne (w tym rozporządzenia Czarnka) mają prowadzić do tego, by jak najszybciej wpisać dziecko z Ukrainy w polski system edukacji. Nie uwzględniają potrzeb wielu, a zapewne większości młodych Ukrainców czy Ukrainek, którzy woleliby uczyć się w systemie ukraińskim, a zarazem chodzić do prawdziwej szkoły.
Jak już informowaliśmy w OKO.press, w samorządowej Białej Księdze przygotowywanej podczas Okrągłego Stołu we Wrocławiu (8-9 maja 2022) znalazł się m.in. postulat, by tworzyć szkoły/oddziały międzynarodowe z ukraińskim językiem i programem nauczania finansowane z budżetu państwa w porozumieniu z Ukrainą. Bo przecież na każde ukraińskie dziecko organy prowadzące szkoły dostają subwencję.
Podobny postulat znalazł się także w senackiej propozycji nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy. Senat chciał, by od roku szkolnego 2022/2023 powstawały w szkołach oddziały (klasy) międzynarodowe, w których uchodźcy uczyliby się w języku ukraińskim, zgodnie z ukraińską podstawą programową. Można by zatrudnić ukraińskie nauczycielki, których dużo przyjechało do Polski. Według ministerstwa edukacji Ukrainy za granicą przebywa ich ponad 22 tys..
„Proponowane rozwiązanie byłoby fakultatywną formą kształcenia uczniów z Ukrainy, obok oddziałów przygotowawczych i klas ogólnodostępnych. Dawałoby organom prowadzącym elastyczność w kształtowaniu oferty edukacyjnej dla uczniów z Ukrainy w zależności od potrzeb” – wyjaśniał Senat.
Sejm odrzucił propozycję Senatu, a ministerstwo edukacji zignorowało takie pomysły.
Myślenie o nauce po ukraińsku w polskiej szkole przekracza horyzonty myślowe obecnej władzy. Dodajmy, że dla każdej innej też byłoby trudne do wprowadzenia.
Tak naprawdę ukraińskie dzieci nie dostały w Polsce wsparcia, jakie powinny dostać. Liczba klas przygotowawczych jest za mała. Niewielu jest asystentów z językiem ukraińskim. A decyzja, by dziecko uczyło się zdalnie w ukraińskiej szkole jest postrzegana przez władze jako prywatna decyzja ukraińskich rodzin. I przyjmowana z ulgą – problem z głowy.
Te zdalne dzieci nikogo nie interesują. Gdzie mieszkają? Czy mają odpowiednie warunki, żeby się uczyć? Poza pojedynczymi samorządami nikt nie pomaga w wyposażeniu ich w sprzęt, nie zapewnia opieki w nauce. Jak pisaliśmy w OKO.press, należałoby “stworzyć warunki organizacyjno-prawne i finansowe do tworzenia lokalnych centrów, wspomagających zdalną naukę – ze zlecaniem zadań organizacjom pozarządowym (chodzi o miejsce z dobrym wi-fi i opieką najlepiej ukraińskiej nauczycielki, np. w bibliotece, ośrodku kultury a jeśli to możliwe, to w szkole”.
Karykaturą podejścia polskiego ministerstwa edukacji do nauczania uchodźców był wymóg, by uczniowie i uczennice z Ukrainy zdawali – po polsku, z polskiej podstawy programowej – egzamin ósmoklasisty, bez którego nie ma szans dostać się do liceum. Nie stworzono systemu oceniania, klasyfikacji i egzaminów uwzględniającego zróżnicowany poziom kompetencji językowych.
A przede wszystkim w systemie publicznej edukacji wykluczono oczywisty wariant tworzenia stacjonarnej edukacji ukraińskiej. Próbują to robić organizacje społeczne, ukraińskie, polskie i międzynarodowe, ale ich wysiłki nie są wspierane ani przez ministerstwo eduakcji w Polsce, ani w Ukrainie. O czym OKO.press napisze osobno.
… w tych zwariowanych i brutalnych jednocześnie czasach (myśleliśmy przecież wszyscy, że rok gorszy niż 2020 już nam się nie przydarzy) niezależne, kontrolujące polityków media pełnią bardzo ważną funkcję. Są radarem, obywatelskim okiem na władzę. No właśnie. Okiem. W OKO.press sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Przekazujemy tylko rzeczowe, sprawdzone informacje. Odwołujemy się do wiarygodnych danych i autorytetów, weryfikujemy wypowiedzi osób publicznych, obalamy teorie spiskowe i fake newsy.
Widzimy, że takie dziennikarstwo jest potrzebne. Z roku na rok ufa nam coraz więcej Czytelników i Czytelniczek, dając nam dowody na słuszność naszych redakcyjnych wyborów. Dostarczamy wiarygodnych i sprawdzonych informacji dla każdego, za darmo. Wierzymy, że każdy, niezależnie od zasobności portfela zasługuje na takie treści.
OKO.press nie ma bogatego właściciela ani inwestorów. Jesteśmy niezależną organizacją pozarządową, utrzymywaną z Waszych dobrowolnych datków. Każdy wpłaca, ile może, by czytać mogli nas wszyscy. Dzięki takiemu modelowi jesteśmy niezależni od układów partyjnych, reklamodawców czy biznesu. To daje nam wolność doboru tematów, prowadzenia niezależnych śledztw, rozwijania nowych form dziennikarskich. Każdy z Was może nam w tym pomóc.
Zwłaszcza dziś, gdy z niepokojem patrzymy na to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, a propagandowe fake newsy zyskują błyskawiczną popularność, wsparcie niezależnych mediów jest tak ważne. To Wy jesteście siłą, która jest w stanie zmieniać polski krajobraz medialny na lepsze. Każda wpłata na OKO.press to dla nas dowód zaufania i motywacja do dalszej pracy. Pracy dla Was – naszych Czytelników i Czytelniczek. Bez Was to się nie uda.
Źródło: OKO.press