11 Sierpień 2022

Celem wybudowania kosztem ponad 2 mld zł gazociągu Baltic Pipe miało być stworzenie alternatywy dla dostaw ze Wschodu. Plan został zrealizowany, ale tylko w połowie.

Udostępnić / zapisać:

Polska, obok Bułgarii, była pierwszym unijnym krajem odciętym przez Gazprom od rosyjskich dostaw. Ten demonstracyjny ruch nie miał większego znaczenia. Polska już kilka lat temu zapowiedziała, że opiewający na ok. 10 mld m3 rocznie, a wygasający pod koniec 2022 r., kontrakt na import błękitnego paliwa Gazociągiem Jamalskim nie zostanie prolongowany.

Mieliśmy aż nadto czasu, żeby budując gazociąg do Danii zapewnić sobie dostawy paliwa, które go wypełnią. Tak się jednak nie stało. Na dwa miesiące przed początkiem sezonu grzewczego PGNiG, podmiot odpowiedzialny za zapewnienie dostaw przez Baltic Pipe, nie może się pochwalić żadnym kontraktem gwarantującym choćby częściowe zastąpienie gazu rosyjskiego importem z północy już tej zimy.

Żeby wykorzystać możliwości nowego połączenia, Polska potrzebuje albo dostępu do eksploatowanych właśnie złóż na Morzu Północnym, a ściślej na należącym do krajów skandynawskich Szelfie Kontynentalnym, albo kontraktów na zakup surowca na miejscu.

Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, państwowa spółka odpowiedzialna za zapełnienie Baltic Pipe, dysponuje udziałami w koncesjach wydobywczych, które gwarantują obecnie około 2 mld m3 gazu. W przyszłości ta wartość może się nawet podwoić, ale to pod warunkiem, że koncesje na badanie kilku złóż potwierdzą możliwości ich eksploatacji, a potem, że znajdą się pieniądze na jej uruchomienie.

Tak zwane krajowe wydobycie z Morza Północnego wypełni zatem Baltic Pipe w mniej więcej 20 proc. Reszta ma pochodzić z importu. Czyli od zagranicznych dostawców wydobywających gaz na Szelfie.

Premier Mateusz Morawiecki apelował niedawno do młodych Polaków, żeby pisali listy do swoich znajomych w Norwegii. – Czy my mamy płacić Norwegii za gaz 110 euro za kilowatogodzinę? Cztery, pięć razy więcej niż rok tremu? Przecież to jest chore – mówił premier. Miała to być próba wywarcia na Norwegach cenowej presji. Z powodu niedoboru surowca w Europie jego ceny wzrosły w ostatnim roku o kilkaset procent.

Apele premiera do norweskiego sumienia nie będą miały jednak znaczenia. Norweskiego gazu dla Polski w dobrej cenie nie będzie. Ba, może go w 2023 r. w ogóle nie być.

Margrete Løbben Hanssen z norweskiego Ministerstwa Ropy i Energii mówi "Newsweekowi", że uruchomienie Baltic Pipe nie przełoży się na zwiększenie eksportu gazu z Norwegii. A to znaczy, że musimy ustawić się w kolejce po norweskie paliwo, a ściślej: wygryźć z niej dotychczasowych odbiorców.

– Nasz system gazociągów pozwala dostarczać gaz ziemny do Niemiec, Belgii, Francji i Wielkiej Brytanii. Producenci gazu w Norwegii są zobowiązani do sprzedaży paliwa na warunkach rynkowych. To czy i ile gazu z Norwegii trafi do Baltic Pipe, do Danii i Polski, zależy od warunków gospodarczych i rynkowych – mówi Margrete Løbben Hanssen.

A warunki rynkowe wskazuje TTF, czyli największa w Europie giełda gazu ziemnego. Dziś kontrakty na gaz ziemny w dostawach na jesień 2022 r. rynek wyceniał na kosmiczne 200-210 euro za kWh.

Minister klimatu Anna Moskwa przekonywała niedawno, że rozmowy z Norwegami są prowadzone i uspokajała, że obok własnego wydobycia ze złóż na szelfie, do Baltic Pipe popłynie wkrótce także gaz z kontraktu z duńską firmą Orsted. Miał to być surowiec pochodzący z zamkniętego kilka lat temu złoża Tyra II. W 2019 r. PST, spółka zależna PGNiG, podpisała z podmiotem zależnym Orsteda kontrakt na dostawę między 2022 a 2028 r. w sumie 6,4 mld m3 z tego złoża. Import miał ruszyć na początku 2023 r. Tak się jednak nie stanie.

– Opóźnienia w uruchomieniu ponownego wydobycia ze złoża Tyra oznaczają, że dostawy spółki Orsted do PGNiG ruszą później. Kontrakt dopuszcza takie przesunięcie w czasie – mówi Carsten Birkeland Kjær z biura prasowego grup Orsted. Wydobycie ma się rozpocząć na przełomie 2023 i 2024 r. Duński gaz w Baltic Pipe pojawi się zatem najwcześniej za półtora roku.

To w praktyce oznacza, że na chwilę przed początkiem sezonu grzewczego, na kilka tygodni przed uruchomieniem Baltic Pipe sztandarowy projekt, który miał uniezależnić Polskę od rosyjskiego gazu, pozostaje tylko i aż infrastrukturalnym gadżetem.

 

Źródło: Onet.pl

 

Udostępnić / zapisać:

Aby pierwszym poznać wiadomości z Zachodniej Ukrainy, Polski i z całego świata, dołącz do kanału ZUNR w Telegram.