Kaczyński na wojnie z Unią Europejską – nie wykluczona opcja atomowa

11 Sierpień 2022

"Kaczyński wyciąga nas właśnie z Unii. Konsekwentnie i z uporem maniaka. Wszyscy zwolennicy Unii muszą to wreszcie zrozumieć. Słowa PiS o armatach i ogniu zaporowym przeciw Brukseli brzmią groteskowo, ale, wierzcie mi, tu już nie ma się z czego śmiać" – alarmuje na Twitterze Donald Tusk.

Czekacie na zabawne zdjęcie prezesa z wakacji? Chcecie znów pośmiać się, jak kilka lat temu, z Kaczyńskiego w biało-czerwonej pelerynce przeciwdeszczowej? Pożartować z nieporadnie trzymanej wędki? Z przykrótkich nogawek, albo z łupieżu na marynarce? Mam dla was niedobrą wiadomość: żarty się skończyły.

Ów "zdemenciały satrapa", o którego lapsusach tak lubicie czytać, właśnie próbuje przekreślić przyszłość waszych dzieci i wnuków. W konsekwencji tego co wygaduje, Polska może wystąpić z Unii Europejskiej...

"Kaczyński wyciąga nas właśnie z Unii. Konsekwentnie i z uporem maniaka. Wszyscy zwolennicy Unii muszą to wreszcie zrozumieć. Słowa PiS o armatach i ogniu zaporowym przeciw Brukseli brzmią groteskowo, ale, wierzcie mi, tu już nie ma się z czego śmiać" – alarmuje na Twitterze Donald Tusk.

W pełni się z tym zgadzam. Wyjeżdżając na wakacje, przywódca PiS wysadził most, który łączył Polskę z Zachodem. Od kilku lat był to już wprawdzie tylko most pontonowy, ale jednak służył obu stronom, także do zachowania jakichś pozorów. Po wywiadzie Kaczyńskiego dla "Sieci" stronie polskiej zachować pozory będzie niezmiernie trudno. Tegoroczny sezon ogórkowy jest więc wyjątkowy, bo może przejść do historii jako początek końca tego, co zaczęło się ponad 30 lat temu, kiedy Polska zdecydowała się wejść do UE.

"Jest kryzys, wojna, to warunki w pełni uzasadniające podjęcie działań nadzwyczajnych. Skoro w tym obszarze Komisja Europejska nie wypełnia swoich zobowiązań wobec Polski, to my nie mamy powodów wykonywać swoich zobowiązań wobec UE. To były jednak umowy i uzgodnienia działające w obie strony. Przy czym nie chodzi tu o niepłacenie składki członkowskiej, ale o inne działania i przedsięwzięcia" – mówi Kaczyński. Zapytany, jakie mogłyby być to "działania i przedsięwzięcia", odpowiada zgodnie z zasadami politycznego thrillera: "o szczegółach przyjdzie czas mówić".

W tle jest oczywiście spór o Krajowy Plan Odbudowy i wstrzymanie przez KE wypłat dla Polski. "Gdybym wiedział, że dadzą nam te główne pieniądze, to bym miał inne podejście. Ale jestem przekonany, że chcąc Polskę złamać i zmusić do pełnej uległości wobec Niemiec, zablokują także te fundusze. Znajdą nowe preteksty" – mówi prezes. I przekonuje: "To wszystko razem powoduje, że nie mamy już gdzie się cofnąć. Wykazaliśmy maksimum dobrej woli, poszliśmy na kompromisy, ale widać, że nie o to tu chodzi".

Zwykło się mawiać, że gdy nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. W tym wypadku wiadomo, że chodzi o pieniądze z KPO, których KE nam nie wypłaci, jeśli nie zostaną zrealizowane "kamienie milowe" dotyczące praworządności, sądownictwa, transformacji gospodarki itd. Nie wiadomo tylko, czym się to może skończyć. Skoro jednak, zdaniem prezesa PiS, nie ma się gdzie cofnąć, to musi iść do przodu. Jedyna możliwość, jaka została, to "opcja atomowa", czyli wyjście z UE lub, jak wolą pisać publicyści, polexit.

Polska PiS pozostaje chorym człowiekiem Europy. Prawny polexit zaczął się kilka lat temu. Mentalnie już jesteśmy jedną nogą poza Unią. Rząd Morawieckiego nie jest w stanie porozumieć się z Brukselą w kwestiach fundamentalnych, nieustanie oskarża o złe intencje instytucje europejskie, a prezes rządzącego ugrupowania w najważniejszym europejskim partnerze i sąsiedzie widzi śmiertelnego wroga.

W wywiadzie dla "Sieci" Kaczyński snuje paranoiczną wizję paktu rosyjsko-niemieckiego, którego sygnatariuszem miałaby być także UE, będąca, jak wiadomo, zalążkiem IV Rzeszy ze stolicami w Brukseli i Berlinie: "My się nie mieścimy w niemiecko-rosyjskich planach panowania nad Europą. Niepodległa, podmiotowa, silna gospodarczo, społecznie i militarnie Polska jest dla nich przeszkodą. Z perspektywy historycznej to nic nowego. Nowe jest to, że świat znalazł się w momencie przesilenia. Rosja próbuje odbudować imperium, choć nie ma do tego żadnych podstaw. Ale miała długo i może łatwo odzyskać pomoc Niemiec, które też chcą imperium. Nasza ojczyzna wymaga w tym momencie szczególnej troski, podlega wielu presjom, na horyzoncie jest wiele niebezpieczeństw".

W podobnym czasie, co kuriozalny wywiad Kaczyńskiego, w szacownym brytyjskim tygodniku "The Spectator" ukazał się z pozoru wyważony opiniotwórczy artykuł premiera Mateusza Morawieckiego. Tekst zawiera kilka gorzkich prawd – premier wspomina np. o zbytnim uzależnieniu UE od rosyjskiego gazu. Konstatuje, że "w Rosji odżyły demony XIX i XX wieku: nacjonalizm, kolonializm, totalitaryzm". Wnioski z tego płynące są jednak kazuistyczne, pod tezę, że zła Europa nie chciała słuchać Polski, a teraz Polskę chce zdławić: "Wojna w Ukrainie obnażyła prawdę nie tylko o Rosji, ale też o Unii Europejskiej, która nie chciała słuchać ostrzeżeń płynących m.in. z Polski (…) To, że głos Polski został zignorowany, jest przykładem szerszego problemu, z jakim zmaga się UE. Każdy kraj ma być równy, ale praktyka polityczna pokazała, że głosy Niemiec i Francji liczą się ponad wszystko. W efekcie mamy do czynienia z formalną demokracją i de facto oligarchią, gdzie władzę sprawują najsilniejsi".

Morawiecki opowiada się przeciwko stopniowemu odchodzeniu od prawa do weta w takich kwestiach jak budżet czy polityka zagraniczna: "Niektórzy proponują zniesienie zasady jednomyślności, co sprawi, że działania UE będą jeszcze bardziej niż dotychczas zależne od decyzji niemieckich. Krótka retrospektywna analiza niemieckich decyzji pokazuje, dlaczego jest to zły pomysł. Gdyby w ostatnich latach Europa zawsze działała tak, jak chciały tego Niemcy, to zadajmy sobie pytanie: czy dziś bylibyśmy w lepszej czy gorszej sytuacji?" – pyta retorycznie. Zaraz potem odpowiada, że gdyby tak było, rok temu mogłoby dojść do zniesienia sankcji wobec Rosji.

Premier jest przeciwny przyjmowaniu przez Polskę euro: "Przyjęcie wspólnej waluty nie gwarantuje zrównoważonego i harmonijnego wzrostu. W rzeczywistości euro wprowadza mechanizm wzajemnej rywalizacji".

Kaczyński nie bawi się w żadne niuansowanie – euro to rabunek w biały dzień: "Operacja ewentualnej zmiany złotego na euro byłaby dla spekulantów, mających dostęp do odpowiedniej wiedzy, okazją do zarobienia miliardów. Ale reszta powinna zrozumieć i przyjąć, że próbuje się nam zabrać wolność, suwerenność i jeszcze nas obrabować"”

Wywiad Kaczyńskiego odbił się szerokim echem w Europie. Guy Verhofstadt, były premier Belgii i jeden z najbardziej zaciekłych krytyków Kaczyńskiego, napisał na Twitterze: "Nikt w Europie nie chce zniewolić dumnego polskiego narodu… poza Kaczyńskim, który nieustanie podważa rządy prawa i zasady demokratyczne w Polsce… kopiując Rosję Putina".

Verhofstadt od dawna ostrzega przed prawdziwymi intencjami Kaczyńskiego. Jesienią ubiegłego roku w wywiadzie dla "Newsweeka" mówił: "Ten, kto przekształca Polskę w kraj, który postępuje wbrew prawom, wartościom, prawom i najistotniejszym cechom Unii Europejskiej, wyprowadza kraj z Europy. Krok po kroku, wbrew woli przytłaczającej większości narodu. To szaleństwo, ale tak właśnie się dzisiaj dzieje".

Gdyby Kaczyński był konsekwentny, rząd któremu mentoruje powinien był już zacząć pracować nad przygotowywaniem wniosku o wystąpienie Polski z UE. Jedynym prawnym patentem na wyjście jest Artykuł 50. Traktatu o Unii Europejskiej, ale może posłużyć się nim tylko państwo, które chce wystąpić z UE. Pozostali członkowie nie mogą go do tego nakłonić czy przymusić.

Procedura nie jest skomplikowana – PiS może dokonać zamachu na przyszłość Polski w zaciszu gabinetów. Wystarczy, że minister spraw zagranicznych złoży rządowi wniosek o wypowiedzenie traktatów unijnych, a rząd podejmie uchwałę w tej sprawie i prześle do Sejmu projekt ustawy o wyrażeniu przez prezydenta zgody na opuszczenie przez Polskę UE.

Znany konstytucjonalista prof. Jan Barcz twierdzi, że wniosek rządu o opuszczenie UE może być zatwierdzony przez parlament zwykłą większością głosów, którą PiS jest przecież w stanie zmontować. Po uchwaleniu takiej ustawy przez Sejm a potem Senat (po pierwszym zapewne senackim wecie) dokument otwierający drogę do polexitu trafiłby do prezydenta. Po podpisie prezydenta szef rządu powiadamia Radę Europejską o zamiarze wystąpienia z UE i zaczynają się negocjacje polexitowe, które, jak mniemam, PiS położyłby, jak wszystko, za co się ta partia zabrała.

Bez żadnej przesady można więc powiedzieć, że wybory w 2023 r. będą więc równie ważne jak te w 1989 r. Na szali jest dużo więcej niż 500 plus, dodatkowa emerytura czy dopłata węglowa. Ci, którzy zagłosują na PiS, opowiedzą się za wyjściem Polski z UE. A to byłaby tragedia narodowa na miarę rozbiorów.

 

Źródło: Onet.pl